Po kąpieli w Ontario planowaliśmy znaleźć sklep i zjeść śniadanie. Jakoś nie udało nam się trafić na sklep przy drodze i dopiero po usilnych naleganiach dzieci zjechaliśmy z drogi i dojechaliśmy do odległej o 5 mil Genewy w której było jezioro o tej samej nazwie oraz Vegman (dosyć drogie delikatesy z organicznym jedzeniem). Kupiliśmy rzeczy na śniadanie i zjedliśmy je po 14:00 na świeżo wybudowanym molo nad jeziorem.
Potem ruszyliśmy w dalszą drogę. Jechaliśmy ciągle płatną I-90, która wiła się pomiędzy zalesionymi pagórkami. Widoki po drodze były piękne. Po drodze minęliśmy m. in. Warszawę, Polskę, Lyon, Rzym, Rotterdam, Albanię i Troję :). Było też trochę deszczu i sprawdziło się też to o czym mówiła p. Basia - drogi zrobiły się śliskie. Pickup przed nami wpadł w poślizg, uderzył w samochód jadący koło niego i stanął w poprzek drogi. Na szczęście udało nam się wyhamować i ominąć go. Nikomu nic się nie stało, ale 4 samochody trochę się pogięły.
Nasze pierwsze spostrzeżenia odnośnie ruchu w USA na autostradach to po pierwsze, nie do końca jest prawdą ścisłe przestrzeganie ograniczeń prędkości. Jechaliśmy 10 mil /h szybciej niż pozwalały przepisy i sporo samochodów (w tym ciężarówki) nas wyprzedzała. Druga rzecz, to podobnie jak na obwodnicy Warszawy, większość jedzie środkowym i lewym pasem i do końca nie wiadomo którą stroną ich wyprzedzać.
Po drodze zaliczyliśmy też Maka na obiad i pożałowaliśmy tego. O ile w Polsce zazwyczaj Maki są czyste i jedzenie jest ok, choć niezbyt wartościowe. Ten Mac na który trafiliśmy przy autostradzie był brudny, jedzenie pachniało chemicznie i nieświeżo i dodatkowo kosztował nas ponad 40 USD. Raczej to była nasza ostatnia wizyta w Maku w USA.
Pozostałe koszty to 12 USD za drogi, tankowanie do pełna to 25 USD (podobają nam się ceny paliwa - 2,25 USD / galon).
U Asi byliśmy po 20:00, Staś padł, dziewczyny jeszcze szalały z godzinę. Posiedzieliśmy z Asią i pogadaliśmy, po czym poszliśmy szybko spać, bo dzień był długi i męczący.