Dzień zaczęliśmy spokojnie od śniadania i kanapek na drogę. Na dzisiaj zaplanowaliśmy dotarcie do Cincinnati i park wodny. Wybraliśmy park Beach w Mason pod Cincinnati, bo miał sporo atrakcji i kosztował mniej niż lunapark i Aquapark w jednym - Kings Island - który był po drugiej strony autostrady.
Droga do Mason przebiegła dobrze. Kilka spostrzeżeń z trasy. Po pierwsze na drodze jest sporo szczątek opon ciężarówek, musieliśmy jeden duży kawal dosyć dynamicznie omijać. Dodatkowo 1-2 razy dziennie widuje się samochód osobowy na poboczu z przebita opona. W Polsce tego nie zauważyliśmy. Po drugie, po opuszczeniu Waszyngtonu skończyły się płatne autostrady, a zaczęły wyższe limity prędkości. Teraz standardem jest 70 mph, co w praktyce oznacza 80 na liczniku. Ogólnie lokalni jeżdżą 10 więcej niż mówi ograniczenie, wiec my też się dostosowujemy. Oznacza to wyższe spalanie (35,3 mil/gal zamiast 36 jak było do tej pory, czyli 6,7 l/100km), ale spadły tez ceny paliwa - standard to 1,99, trafia się tez paliwo po 1,83. Dzisiaj też przekroczyliśmy 2000 mil w samochodzie.
W Aquaparku byliśmy po 14. Upal niemiłosierny, ok 35', na szczęście było trochę chmur. Widać, że atrakcje zbudowane już jakiś czas temu, ale nie było źle. Basia i Zosia załapały się wzrostem na wszystkie zjeżdżalnie, Staś miał wodny plac zabaw dla maluchów i basen z falami. Paweł poszedł na duże zjeżdżalnie, ale zabawę zaczęły psuć zdarzające się wypadki - w czasie naszego pobytu były co najmniej 4 na zjeżdżalniach, z czego 2 tuz przy nas - najpierw 2 osoby wyleciały ze zjeżdżalni tak, że polała się krew, a potem jedną dziewczynkę musieli znosić na noszach do karetki. W takich miejscach mieliśmy przeświadczenie, ze atrakcje są tak zaplanowane, ze można szaleć i jest się bezpiecznym, ale to co widzieliśmy mocno nas ostudziło. Na szczęście nam nic się nie stało. Basia już coraz lepiej pływa, więc Staś, żeby nie zostać w tyle tez już próbuje. Na razie przepływa 2 metry, z czego większość pod woda, ale potrafi kontrolować kiedy może wziąć powietrze, wiec możliwe, ze jak wrócimy to już cala trojka będzie pływała :)
Kiedy wróciliśmy do samochodu, w środku można było się ugotować - zagotowały się nam mango i marchewki, a wody z baniaka nie dało się pić bo była parząca. Za to torba lodówkowa dobrze trzymała zimno. Z racji tego, że nie zawsze mamy nocleg z lodówką to chłodzimy jedzenie lodem, który trzymamy w dużych butelkach po sokach.
Po Aquaparku poszliśmy zjeść do całkiem dobrej knajpy Perkins, gdzie znowu 3 daniami objedliśmy się po uszy, mieli też dania bezglutenowe. Po dobrych doświadczeniach z poprzedniego kempingu pojechaliśmy do pięknie położonego kempingu w Parku Winton. Mieliśmy w planach rozbicie namiotu i następnie zwiedzenie Cincinnati. Niestety okazało się, ze wszystkie kempingi i hotele w Cincinnati, które sprawdziliśmy są zajęte.
Postanowiliśmy wyjechać z miasta i ruszyć w kierunku Indianapolis, zakładając, ze poza miastem będzie więcej miejsc w hotelach -lub kempingach. Po 4 zjazdach i odjeżdżaniu na kilka mil od drogi nie udało nam się nic znaleźć. Zrobiła się 23, dzieci w końcu usnęły, trochę zaniepokojone wizja nocowana w samochodzie. W jednym z hoteli dowiedzieliśmy się, dlaczego nie ma miejsc - trafiliśmy właśnie na wyścig Nascar, który odbywa się w Indianapolis. Jechaliśmy wiec w kierunku, gdzie ludzi będzie przybywać, a nie ubywać. Wyglądało na to, ze przed na mi jeszcze 4-5 h jazdy nim przejedziemy za Indianapolis i zaczną pojawiać się miejsca w hotelach. Sprawdziliśmy jeszcze ostatni motel na tym zjeździe i nagle niespodzianka - są 3 wolne pokoje, z czego jeden z 3 lóżkami za 90$. Nie marudzimy i bierzemy go z wdzięcznością. Kładziemy się spać po 1.