Z Kansas ruszyliśmy do Denver z postojem w Walmarcie na zakup składników na kanapki, użycie Internetu do sprawdzenia gdzie nocujemy i jakie są atrakcje w Denver (coś nowy SIM nie chce działać) i żeby kupić lód do torby chłodzącej. Kupiliśmy dzbanek na lód, bo z torebek lód wyciekał i wieczorem mieliśmy w torbie pełno wody.
Droga prowadzi przez prerię. Dookoła nas płaskie trawiaste pagórki na których pasą się krowy, pomiędzy którymi stoją szyby naftowe i wiatraki. Czasami pastwisko zastępują wielkie pola kukurydzy. Droga prosta po horyzont, GPS każe skręcić w zjazd za 492 mile. Temperatura ciągle w okolicach 35' ale jest mniej duszno.
Obiad zaplanowaliśmy w knajpie po drodze. Zupełnie przypadkowo trafiliśmy do Wilson - czesko-słowackiego centrum Kansas. Przywitała nas polka grana z głośników na ulicy i największa czeska pisanka na świecie. Po krótkim poszukiwaniu znajdujemy restaurację "Babci". Panowała tam luźna atmosfera, po chwili zagadała do nas kelnerka i wypytała km jesteśmy i jak się tu znaleźliśmy. Poleciła nam odwiedzenie jeziora na północ od miasta - podobno najczystszego w Kansas. Porozmawialiśmy też z dziennikarzem z NY, który akurat odwiedził miasto w ramach pisania artykułu o miastach posiadających jednoosobową policję. Restauracja serwowała amerykańskie jedzenie, ale była ciekawie urządzona. Serwowali tam też dobre lody w rożkach, które robili na miejscu. Pojechaliśmy nad jezioro. Woda rzeczywiście czysta (chociaż średnio przejrzysta) i b. ciepła. Jedyne co było kiepskie to gliniaste dno, w którym niemiło zapadły się nogi. Ta 2h przerwa pozmieniała nam plany, bo dojechalibyśmy do Denver zdecydowanie za późno. W związku z tym zatrzymaliśmy się w Limon, ok 1 h od Denver. Po drodze przyjechaliśmy między dwiema burzami, a niebo wyglądało kosmicznie. W radio automatycznie wyłączył się komunikat ostrzegający o burzy, z informacją że możliwe są opady gradu o wielkości centówek. Na szczęście burze nas minęły nas obie burze bokiem. Zatrzymaliśmy się znowu na kempingu KOA, więc jest cywilizowanie - basen, prąd, czyste łazienki i sklep. Tradycyjnie rozbijamy się i robimy kolację już po zmroku. Po burzach zrobiło się chłodniej - 22'. W nocy ma być 13', więc pierwszy raz użyjemy wszystkich śpiworów.
Jutro zwiedzanie Denver, w tym wykopalisk dinozaurów. zdjęcia na onedrive
Kilka spostrzeżeń odnośnie naszego samochodu. Dostaliśmy rocznego Nissana Altimę. Gdy go braliśmy miał niecałe 7000 mil, gdy go oddamy będzie miał 2 razy tyle. Prowadzi się dobrze, daje radę wyprzedzać , spalanie ma dobre. Mieścimy się w nim z 3 fotelikami i wszystkimi bagażami (3 walizki, plecak ze stelażem i masa dodatkowych gadżetów), chociaż dostanie się do namiotu wymaga wypakowania prawie wszystkiego z bagażnika. 3 foteliki się mieszczą, ale zapinanie pasów jest uciążliwe. Po prawie 2 tygodniach i 3000 mil wygląda na to, że tzw. full size jest dla nas wystarczający. Minivan byłby pewnie wygodniejszy, ale też o 800 $ droższy.
Koszty: 39$ kemping, 30 $ paliwo (ceny ok 1,90$, ale po drodze było nawet 2,5$, więc warto chwilę się rozejrzeć po stacjach), obiad - 40$.